top of page

Wieczór
Dziś pierwsze zajęcia (tzw. demo) były z Olą i asystował jej Marc - odzywając się wtedy, kiedy było to konieczne.. Zajęcia bardzo fajne, owocne - wyciągnąłem dla siebie trochę wniosków. Choć głównie - wiadomo - chodziło o to, żeby na moim przykładzie zademonstrować kilka technik terapeutom.. "Śmieszny pan" przy tak dużym audytorium radził sobie nawet nieźle - powiedziałbym.. W ogóle chcę Wam powiedzieć, że fakt wyrażania się na temat tej "przypadłości" w trzeciej osobie (jak o kimś innym niż ja) na pewno wynika z pewnego braku akceptacji.. Bo nie godzę się z tym stanem rzeczy. Stąd "śmieszny pan", czy "idiota". Wiem jednak, że to ja. Pewna część mnie (alter ego), która na wskutek jakiegoś uszkodzenia mózgu "wylazła" na wierzch. Na szczęście ta "przypadłość" jest warunkowana kontaktem z ludźmi i wygasa powoli. Z pewnością jest i zawsze była, tyle że bardziej panuję nad nią - odzyskuję kontrolę. Niemniej powiem Wam - daleko jeszcze..
Oprócz zajęć, które prowadzili Ola i Marc, miałem też świetne zajęcia z dziewczynami - tymi co to dałem im wczoraj "popalić". Natalia i Ulka. Dziewczyny z dystansem ale zdecydowanie mniejszym niż wczoraj poprowadziły świetnie terapię.. Po wczorajszym dobrze wiedziały już, czego się po mnie mogą spodziewać. Mimo to - za namową Oli - zdecydowały się ze mną na koniec zajęć "przespacerować". No nie powiem - ambitnie.. Jednak mimo ryzyka "powtórki z rozrywki" nie było tak źle. Dziewczyny mnie prowadziły a Ola przesuwała moją sztywniejącą, lewą nogę na ręczniku - znaczy pomagała, bo zasadniczo ruch był mój. Zobaczymy co jutro.. Jeśli w ogóle dane mi będzie "jutro" oglądać..
W domu - jako akcesorium - pojawiła się duża piłka, na której mogę usiąść. Powiem Wam - "petarda". Od razu moje "betonowe" bioderka przestały być takie "betonowe". Czułem dobrą pracę brzucha i nóg. Proste ćwiczenia, bo zwykłe krążenie bioder sto w jedną i sto w drugą stronę. "Przekulanie" ciężaru ciała w tył i w przód tyle samo razy.. Siedzenie na piłce jednak kompletnie destabilizuje tułów i angażuje mocno mięśnie głębokie.. Zacząłem też jakiś czas temu (o czym Wam nie pisałem) ćwiczyć grę na gitarze. Takie "daily routine".. Codziennie biorę gitarę na piętnaście - dwadzieścia minut.. Póki co ćwiczę tylko prawą rękę, bo lewej jeszcze na gryf nie założę.. Brakuje siły i precyzji ale "łeb" doskonale pamięta. Mogę nadal zrobić, co chcę, z zamkniętymi oczami. Mam doskonałe wyczucie odległości między strunami. Joe Satriani, cz Stive Vai to ja nigdy nie byłem. Nie muszę się więc absolutnie przejmować tym, że najszybszym gitarzystą świata nie będę (choć wcale nie twierdzę, że udar to wyklucza). Wbrew pozorom - doświadczyłem tego ucząc grać przez wiele lat - prawa ręka jest zdecydowanie "trudniejsza" niż lewa. Mimo, iż wydaje się, że to lewa "biegając" po gryfie odwala większość roboty..
"nic nie jest tym, czym się wydaje" - jak powiedział Carlos Ruiz Zafón..
bottom of page

