top of page

    Z nudów chodzę po oddziale.. Zaglądam przez ramię jakiegoś faceta do kantorka dla personelu ale nic ciekawego tam nie ma.. Trochę dziwi mnie to, że nikt nie zwraca na mnie uwagi ale w sumie - jestem tylko PESELem, który szwenda się po korytarzu nikomu nie wadząc.. Pielęgniarze się siłują z jakąś kobietą, która jest lekko przy sobie.. Jest lekko ociężała i w związku z tym jest jakiś problem.

Chodzę tak i oglądam. Sale dla pacjentów skojarzyły mi się śmiesznie z boxami dla koni. W każdej ktoś leży, pełno sprzętu - jak ta "szafa", do której jestem zapięty. Monitory, czujniki - jak w diagnostycznym warsztacie samochodowym...

Czuję się świetnie, tak lekko, dobrze - jak nigdy dotąd. Co ja tu właściwie robię?

 

Mija mnie Pani, która leży zdaje się salę obok.. Uśmiecha się i jako jedyna zdaje się mnie zauważać. Wymownym gestem palca na ustach pokazuje mi, że mam być cicho.. "Jeszcze nie czas" - szepcze głośno i znika gdzieś na korytarzu. Widzę jak z jej sali wynoszą ciało przykryte zielonym prześcieradłem.. ciekawe kto to..

Myją moje bezwładne ciało.. zimno.. woda letnia ale na nagim ciele szybko stygnie. Bezwład sprawia, że czuję się jak worek kartofli. 

 

Chłopaki z zespołu Shelky (równa ekipa) wożą mnie ciężarówką po górzystym stepie.. W zależności od tego jaka śmierć - taka reinkarnacja.. Jeżeli dam się przeciągnąć przywiązany za ciężarówką, to odrodzę się mając średnio dostatnie życie - wybór oczywiście należy do mnie. Nikt mnie nie namawia. Ale choć próbuję - nie mogę wyskoczyć z "paki". Mam strasznie spowolnione ruchy. W zasadzie poruszam się z prędkością kilku centymetrów na sekundę - ten opór to jakiś obłęd.. I trochę - przyznam - odwagi mi brakuje..

bottom of page