top of page

Popołudnie

Pogoda dzisiaj wredna.. Od nocy pada i jest zaledwie pięć stopni. Chociaż próby utemperowania "malkontenta" wychodzą całkiem nieźle - dziś ja przegrywam od rana z kretesem.. I sztywny jestem strasznie. To jeden z "tych dni", kiedy zamiast robić krok naprzód, robi się dwa w tył..
U Rafała na zajęciach udało mi się przełknąć (przez godzinę) pięć razy. Nie uchroniło mnie to oczywiście przed uślinieniem wszystkiego w koło. U Grześka było już lepiej ale to się nie liczy, bo dużo robiliśmy na leżąco. Mimo pogody pozytyw jest taki, że ćwicząc z Grześkiem, lewa noga już prawie dotyka kolanem klatki a piętą przy tym pośladka. Czyli rozciągnięcie już prawie jak przed udarem. Co prawda pachwina i mięsień pośladkowy jeszcze mocno przy tym "trzeszczą" ale jeszcze chwila.. Myślę - z miesiąc - noga pod tym względem będzie jak dawniej. Grzegorz popracował też sporo na moich mięśniach brzucha.. Wiecie, że to moja bolączka ale mógłbym więcej, gdybym miał nad "centralką" kontrolę - to się powoli jednak wszystko zmienia. Niestety "daleko jeszcze". Cieszę się z tego, że to w ogóle działa. Szkoda, że na razie poza moją kontrolą. Minusów tego mógłbym wymienić całe mnóstwo.. Marudzić jednak nie będę.
U Rafała też było świetnie. "Rozkminia" moje "betonowe" biodra. Mimo, że na pierwszy rzut oka jego niestandardowe podejście u obserwatora mogłoby budzić wątpliwości - uwierzcie mi - działa bardzo skutecznie. Rozległa wiedza, doświadczenie i rozumienie problemu. Myślę sobie - do terapeutów od początku (znaczy od Rept, w których zacząłem się ruszać) - mam szczęście. Ekipa w Reptach, potem Donum Corde - ekipa terapeutów, logopedki plus prowadząca mnie Paulina, Porąbka - ekipa z Eweliną, Magdą, Asią, Olą i Jarkiem, Bielsko - Ola, Wojtek, Rafał, Piotrek, Grzesiu i Łukasz. Pamiętać trzeba też o wszystkich, którzy przychodzili do domu i z których usług korzystałem - Gośka, dwie Pauliny, Monika, Robert, Kamil czy Arek. To nie jest festiwal podziękowań ale wdzięczny jestem jak najbardziej i wymieniam, bo o Wszystkich tych ludziach należałoby wspomnieć. To po pierwsze. A po drugie chcę uświadomić osobom postronnym, że każdy mój "sukces", to praca nie tylko moja ale całego sztabu ludzi.
Mówienie powoli idzie do przodu. Z każdym dniem uświadamiam sobie nowe słowa, które jestem w stanie zrozumiale wypowiedzieć. Do "stryjowego" NAJWYDESTYLOWANIUCHNIEJSZY SPIRYTUSINEK jeszcze mi daleko (stryj za dziecka uczył nas takich "wiązanek") ale takie słowa jak "guma", "Kuba", "kawa" czy "kubek" (trudne słowo) już wypowiem.. Boję się tylko co będzie jak tym sposobem uwolnię tą cząstkę mnie, którą nazywam "malkontentem".. Doktor Jekyll - Mr. Hyde. Obaj jednak - idiota i malkontent - zdają się stawać coraz bardziej posłuszni..
Jadę co poćwiczyć..

bottom of page