top of page

Rano
Jak zwykle rano krztuszę się poranną kawą w łóżku. Biorę łyka - zobaczymy. Albo kaszel złoży mnie jak scyzoryk albo nie. Zazwyczaj to pierwsze. Rzuca mną wtedy w mało kontrolowany sposób i rozlewam oczywiście to co piję..
Obserwuję siebie - co się wydarza. Chcę być świadomy postępów - jeśli takowe są - bo to pozwala mi w mojej sytuacji nie zwariować. Ale progres jest tak wolny, że dostrzegam subtelne zmiany w skali miesiąca. I to na zasadzie “wydaje  mi się czy?”.
“Warszyca” prawie skończyłem.. Pewno dziś dorobię do końca. Wiem już dlaczego ostatnio jakoś bez entuzjazmu podchodzę do kompozycji. Cały utwór rysuję myszką - dźwięk po dźwięku i niemal każdy poprawiam, bo postawiłem go nie w tym miejscu albo nie tej długości.. Co w wypadku takiego “Warszyca” gdzie jest orkiestra symfoniczna, to “Niekończąca się opowieść”.. Na drugie mam ”Pomyłka”.
Nie chce mi się choć pomysłów mam dość. Na “klawiszu” już coś tam gram ale nie na tyle, żeby nagrywać w czasie rzeczywistym. A wprowadzanie za pomocą klawiatury krok po kroku ma sens, kiedy drugą ręką można to od razu edytować. W moim przypadku niestety myszką mimo wszystko trwa krócej..
 
Ci, którzy mnie znają, wiedzą że lubię “grać w czołgi”. World Of Tanks od 2014 roku, kiedy to zacząłem swoją przygodę urosło do rangi “must be”. Niemal “dzień bez czołgów, to dzień stracony “. Oczywiście troszkę przerysowuję. Niestety sterowanie, to klawiatura - jeżdżę albo myszka - patrzę gdzie jeżdżę i obsługuję maszynę, łącznie ze strzelaniem. Granie więc zwykłym czołgiem nie ma sensu. Gram - artylerią. Znienawidzoną przez wszystkich “czołgistów” (również przeze mnie) klasą pojazdów. Ale tylko tak mogę “pograć” w miarę sprawnie. Ustawić myszką kierunek jazdy, klawiaturą przemieścić się w wybrane miejsce i z powrotem do myszki, żeby prowadzić ostrzał. A kiedy trzeba się przemieścić - jeszcze raz - myszka, klawiatura, myszka. Swoją drogą - na niektórych “klikerach” poziom mistrzowski wcale nie tak łatwo osiągnąć niż mi się wydawało. 
Znów splułem wszystko kawą.. Czas wstawać..

Wieczór
Komputer mi szwankuje.. Gdybym tylko miał spraną drugą rękę to bym go sobie sam dawno naprawił. Ale nie mam. Muszę poczekać.. Już kilka osób w tym "grzebało", bez skutku.. Jak sam w to "łapy włożę", to dojdę do tego co jest "grane". Póki co, zacisnąć zęby i uzbroić się  cierpliwość. To jeszcze potrwa..

Ćwiczenia dziś szły nad spodziewanie dobrze. U Grześka - znaczy się . Bo Rafał mnie jak zwykle zaskoczył swoimi nietuzinkowymi pomysłami. Kiedyś przyniósł na zajęcia akordeon, żeby - między innymi - zaangażować lewą rękę w sposób, który mój mózg "lubi". Wszyscy oni - terapeuci - wiedzą, że mój problem to nie aparat ruchu. Ten został nad wyraz sprawny, dość elastyczny i silny. Problem przede wszystkim ze sterowaniem. Kombinują więc na różne sposoby aby to sterowanie przywrócić..
Z Grzesiem dużo "dreptaliśmy". Korytarz dwa razy przejść w tę i z powrotem - nie byle co! Jak dla mnie oczywiście. Zajęcia z Grzesiem są fajne ale chyba dla obserwatora z zewnątrz najbardziej "normalne". Nic w nich dziwnego - ot ćwiczenia fizyczne i tyle. Dla mnie jednak dość wymagające. To co ze mną robią terapeuci staram się powtarzać sam. Wtedy "śmieszny facet" we mnie się właściwie wcale nie wzbudza, nawet kiedy robię trudne rzeczy i pozwala mi to na dużo więcej. Niektóre zajęcia potrafi mi to zrujnować. Zamiast skupić się na ćwiczeniu - walczę z tym żeby stłumić śmiech. Śmiech mnie kompresuje i zwija do środka, więc na siłę próbuję się prostować i go gasić. Póki co - 1:0 dla "śmiesznego faceta". Skąd takie cholerstwo?!
Idę "postać". 

bottom of page