top of page

Czuję się jak na krzyżu.. Kto w ogóle wpadł na ten idiotyczny pomysł, żeby powiesić łóżko na ścianie?! Dobrze, że jestem przypięty pasami.. Co prawda nie mogę się przez to ruszyć ale przynajmniej nie spadam.. Magda z Marcinem poszukali mojej ulubionej muzy - leci gdzieś w tle. Personel jest średnio z tego faktu zadowolony. Trochę marudzą i na muzę i na Leny suplemanty - mają kłopot z ich podawaniem. Lena przystawia głowę do mojego czoła i szepcze cicho, żebym sobie wyobrażał jak tam się w głowie wszystko naprawia, że wszystko będzie dobrze.. Kompletnie nie rozumiem tego, co się stało ale z jakiegoś powodu tu przecież jestem...
Młodzi ludzie, którzy przejęli moje mieszkanie urządzają "casting" mojej gitary. Facet jest muzykiem a kompletnie się nie zna! Nie wie co mu się trafiło i za chwilę sprzeda ją za bezcen! Niech mnie ktoś uwolni od tej cholernej ściany! Zrobię z tym porządek!
Słyszę za oknem fajerwerki.. Z resztą przez okno widzę ich kolorową poświatę. Kiedy to wybuchając rozświetlają niebo jakby płonęło. A potem znów ciemno.. Na statek przyszli Dorota z Piotrkiem. Coś tam gadają do mnie. Czego ona tak płacze?! Przecież nic się nie stało. Mam jakąś niemoc ale zaraz się z tego koja pozbieram i stąd pójdę.. Piotrek - ze znanym sobie spokojem - trochę Dorotę ucisza.. Agnieszka z Wojtkiem też wpadli. Praktycznie cała rodzina - jakby się coś stało... Spoko - ja jeszcze chwilę.. Trochę jeszcze odpocznę, poleżę na tym statku ale lada moment się pozbieram.. Na razie jakaś taka niemoc mnie ogarnia.
Chłopaki z Shelky organizują mi kolejną okazję. Tym razem to rarytas - jak się utopię, to odrodzę się jako bogaty człowiek, który wiedzie spokojne, szczęśliwe życie. Żeby nie było problemów, trzeba to upozorować na wypadek - ot zwykłe utonięcie. Policja wodna jest już umówiona na wyznaczonym miejscu. Jakiś znajomy. Wystarczy, żebym tam popłynął i zrobił co trzeba.
Tyle że ja przez to mega zwolnione tempo nie mogę wsiąść do tej cholernej łodzi !! Robię co mogę ale już po ich minach widzę, że nie zdążę...
Uśmiechnięty, starszy pan, który jęczał z bólu chyba wychodzi. Mijam się z nim na korytarzu.. Uśmiechając się do mnie równocześnie grozi mi palcem, jak bym robił coś niestosownego.. Było w jego spojrzeniu coś, czego nazwać nie umiem.. To było jak szelmowskie spojrzenie dziecka, które za chwilę coś zbroi. Taka iskierka, zadowlenie, niecierpliwość..
Z jego "boxu" właśnie kogoś wywożą. Przykrytego prześcieradłem, powoli, majestatycznie i w ciszy. Za łóżkiem cicho zanosząc się płaczem podąża starsza pani. Dookoła nic się nie zmienia, rytm dnia nie zatrzymuje się ani na chwilę. Ot - kolejny, który nie wytrzymał i tyle. Coś mi się zdaje, że ja też biorę udział w tym "wyścigu". Słyszę jak lekarz z uporem maniaka powtarza Lenie, że źle to wygląda i żeby w każdej chwili spodziewała się telefonu..
Do łodzi nie zdążyłem.. zawsze zostaje opcja "step". To się da załatwić w każdej chwili. Tyle, że profity trochę gorsze.
bottom of page

