top of page

Rano
Poranna kawa w łóżku jak zwykle. Nawet zbyt dużo kawą nie oplułem ale “ nie chwal dnia..”. Tak sobie myślę, że gdyby wszystko dobrze poszło, to dziś miałbym drugie święto. Ktoś pewno by świeczkę zapalił, może by się chwilę zadumał. Lena na pewno.. Ale wyszło jak wyszło. Dziś zajęć nie ma, więc ćwiczenia pociągnę sam. Mam plan. W związku z tym, że - jak “rozmawiałam” z Wojtkiem - mózg ludzki nie odróżnia (ponoć) fantazji od rzeczywistości, to czas bezsenności wykorzystuję na wyobrażenia. A co mi tam?! Przed udarem nawet konstruowałem jakieś medytacje - zasady znam.. Bo musicie wiedzieć - kto niewtajemniczony - że pułapek niewłaściwej wizualizacji jest sporo.. Komunikaty muszą dotyczyć pożądanej cechy ale nie mogą być “teraz”, bo niejako przyznajemy się do “braku”, muszą też być zgodne z prawdą, bo mózg od razu to wyczai, że oszukujecie..
Przypomniał mi się stary kawał o blondynce jak ktoś jej zdjął słuchawki, bo ciągle narzekała, że nie słyszy. I umarła.. A w słuchawkach było “ wdech - wydech - wdech - wydech”.. To ja teraz trochę tak mam. W każdej chwili staram się skupić na tym, jak oddycham i że niby ja o tym decyduję. Nie znacie tego uczucia.. I zdaję sobie sprawę z tego, że nie da się tego zrozumieć. Jak można nie mieć wpływu na swój oddech? Przecież to proste - wziąć głęboko oddech albo go chociaż na chwilę wstrzymać - każdy głupi to potrafi. Otóż ja - nie. Stąd też problemy z mówieniem i połykaniem, bo muszę “celować” w wydech. Mój organizm na szczęście zachował prawidłowe odruchy - dlatego jeszcze żyję. Wiem, że mimo tego, że możecie sobie to wyobrazić - nie czujecie tego. Można komuś “współczuć”, że boli go ząb - bo prawie każdy zna ten ból. Ale poczuć to samo - nie sposób. I całe szczęście, że możecie to czytać nie doświadczając tego stanu, w którym jestem.
Jednak - podczas tych rozważań - splułem kawą wszystko..
Wieczór
Ćwiczeń dość na dziś - jutro też jest dzień. Technicznie dzień poświęciłem na dopracowywanie najnowszego mac OS - lubię pracować w tym systemie.. W Apple "dobrze" się robi muzykę. Fizycznie - bez zmian - fajerwerków nie ma. Ledwo się trzymam na nogach. Ale z drugiej strony parę minut ustoję - trzeba pamiętać - ledwo mrugałem. Niestety zmiany teraz zmuszony jestem postrzegać z dość odległej perspektywy. Więcej cierpliwości niż miałem do tej pory. Spowolnienie, o którym wspominałem w "lewitacjach" jest w tym względzie bardzo realne niestety..
Lena dziś wywiozła mnie na "spacer" do lasu - fajnie ale to już dla mnie nie pora na to, żeby posiedzieć.. Zimno już.. Mam nadzieję, że wiosną już podreptam sam..
bottom of page

