top of page

Rano
W łóżku jeszcze kawa z rana.. Nie jeden by tak chciał ale pisałem o tym, że chcieć a musieć to spora różnica. Problem z żołądkiem obudził mnie dziś o 2:30. Próbowałem spać na siedząco żeby nie zwymiotować. Ale to nie spanie.. Dzisiaj do Bielska, do Wojtka.
Patrzę na wyprostowaną, leżącą na udzie swobodnie lewą rękę. Dłoń z wyprostowanymi, szeroko rozpostartymi palcami. W życiu bym nie powiedział, że z nią coś nie tak. Przypomniałem sobie o czymś istotnym o czym dowiedziałem się wczoraj na zajęciach. Że problem z kończyną często tak naprawdę tkwi w problemie w innym miejscu a to jest tylko odpowiedź. Innymi słowy ręka może źle działać, bo źle działa na przykład noga i to przede wszystkim na niej trzeba skupić działania. Dlatego należy cały czas obserwować współzależności - “ co się dzieje z ręką kiedy wykonuję jakieś określone ruchy nogą?”. Wbrew pozorom problem dość istotny, Bo skupiając się na niewłaściwej części ciała maskujemy tylko problem jak pigułka a poza tym efekt jest marny..
Postanowiłem pożegnać się z “mieszkającym we mnie” malkontentem.. Jego czarny, nieco groteskowy humor mi co prawda odpowiada ale ileż można słuchać marudzenia? Ciągle “nie tak”. Chcę ten bezustannie kontestujący wszystko we mnie głos zamienić na “kogoś milszego”. Zacząłem już wczoraj ale nie poszło najlepiej.. Mam ze wszystkimi, którzy się mną opiekują taki układ, że “ja sam”. Jak już faktycznie nie dam rady, to wtedy przychodzą z odsieczą. Na przykład kilka razy się zdarzyło, że podczas ćwiczeń w staniu straciłem równowagę. Ćwiczę zawsze przy podniesionym maksymalnie łóżku - safety first. “Walczę” wtedy, żeby wrócić do pionu. Dopiero kiedy zupełnie opadnę z sił i kapitulując bezpiecznie osunę się na podłogę, wtedy przychodzi pomoc, by mnie z niej pozbierać. W związku z tym, że cewnika pozbyłem się już w Reptach, korzystam z WC jak zdrowi ludzie. Potrzebuję niestety pomocy żeby przesiąść się z wózka na tron. Ale tak zwaną “jedynkę” jestem w stanie załatwić nie schodząc z wózka, korzystając z “kaczki”.
Wczoraj wieczorem - siku.. Wózek elektryczny daje mi nieco swobody. Jadę więc do łazienki. Drzwi zamknięte. Nie problem nacisnąć klamkę ale otwierają się na zewnątrz, więc blokuję je sobie wózkiem. Muszę trochę otworzyć, odjechać na tyle żeby sięgnąć i otworzyć jeszcze bardziej. Ręka do wykorzystania jedna, więc albo drzwi albo wózek. Siku - jeszcze trochę.. Zasięg mały, bo ledwo odrywam plecy od oparcia, więc po kawałku. Ale już- zaraz. Obracając się kółko od wózka popycha drzwi i zamyka je z powrotem.. K**wa! Siku! “Seba - myśl pozytywnie”. W końcu otwieram. Światło na szczęście po prawej stronie, więc łatwo - jak wyjeżdżam z łazienki jest gorzej. W łazience podjeżdżam do kaloryfera na ścianie - trzeba wstać, żeby się rozebrać. Problem w tym, że kiedy chce się bardzo, to prostuje się spastyczna noga. Jak tu wstać. Nie podjadę do kaloryfera, bo odpycham się od ściany wyprostowaną nogą - nie sięgam. Przypomniał mi się tekst z “Dnia świra” - “k**wa Dżizes ja pier**ę”. Wyobraźcie sobie jakie malkontent miał używanie. Mimo, że siku - jakoś się udało.. Wstałem, zahaczyłem lewą rękę o kaloryfer, bo prawą się przecież muszę rozebrać. Siku.. Nie mogę usiąść, bo noga sztywna. Jak jej nie ugnę to przecież pie**olnę. W końcu się udało. Usiadłem na skraju wózka - “kaczka” musi być poniżej, bo przecież pod górkę się nie da. Nie mogę siedzieć głęboko - bezpiecznie. “Kaczka” po prawej, na pralce - wystarczy się lekko obrócić, żeby sięgnąć. Tracę równowagę, mięśnie brzucha nie przytrzymują i opadam plecami na oparcie wózka - praktycznie w nim leżę. Siku! Pomagając sobie ręką jakoś się podnoszę - “kaczka” raz jeszcze. Trąciłem “kaczkę” - spadła na podłogę.. Wyobraźcie sobie malkontenta.. W końcu udaje się ją jakoś pozbierać z podłogi.. Uff.. “Seba - myśl pozytywnie”..
Wieczór
Po zajęciach u Wojtka - właśnie wróciłem. U Grzesia jak zwykle - "wciry" na swój sposób, u Rafała też bez zmian - czyli nienormalnie. Ale obie godziny bardzo sobie chwalę. Efekty pracy z terapeutami "od Wojtka" powoli - ale widać. Z Porąbki też przywożę bardzo dobre rzeczy, które dodatkowo - co jest nieocenioną korzyścią - mogę wykorzystywać w samodzielnej pracy. Ćwiczę teraz zdania od "logopedek", bo to mi w pisaniu nie przeszkadza. "Ala ma kota".. Wychodzi mi "aa ma oa".. Z całym szacunkiem - dziewczyny raczej "słyszą" to, co chciałyby żebym powiedział.. Ale "baba była na balu" wychodzi mi już całkiem nieźle - do przodu. "Ala ma duże lody" - "Aa ma ue oy". Usta w miarę. Język jeszcze "leniwy". Jednak jak to mawiają - "nie rób nic - nie masz nic". Więc do boju!
Miałem też dziś spotkanie z panem Markiem - neuropsychologiem mniej więcej w moim wieku. Może trochę starszym. Przesympatyczny Pan z bujną czupryną i o ciepłym usposobieniu. Radziliśmy nad tym, jak tu "rozbroić śmiesznego pana", bo mi to naprawdę zaczyna ciążyć.. Ten "śmiech" dywersyfikuje mi zajęcia. Słusznie doszliśmy do wniosku, że skoro będąc samemu tego nie mam, to jest to odruch warunkowy - czyli można na niego wpłynąć i go zmienić. Trzeba znaleźć skuteczny sposób tylko na to "jak".. Będę szukał.. Czas się z "idiotą" pożegnać, bo trochę nam "nie po drodze"..
bottom of page

