top of page


Zepsułomisię i to poważnie... Opisuję Wam stan na październik 2025 roku, kiedy to piszę. Czyli rok i osiem miesięcy po zdarzeniu.
W wyniku niedotlenienia padła lwia część połączeń (przypominam, że miałem paraliż wszędzie, mogłem tylko mrugać), przez które wola wysyła impuls o ruchu. Część szlaków komunikacyjnych się odnalazła a część zaginęła bezpowrotnie. Lub też zostanie "odnaleziona" w przyszłości.. Wszystko na szczęście działa - kiedy się przeciągam bezwiednie lewa ręka się prostuje rozczapierzając szeroko palce, lewa noga się ugina aż po pośladek i biorę głęboki wdech.. Jak napisałem - bezwiednie, bo świadomie tego nie powtórzę.. Nadawca - mózg - nadaje ale sygnał do adresata nie dociera. Jak ja to "mówię": abonent czasowo niedostępny.. Prawa strona już niemal odzyskała władzę. Ruch jest upośledzony (na przykład lotką nie trafię w tarczę choćbym miał ją przed nosem) ale jak widać z myszką i klawiaturą sobie jakoś radzę. Z tego co widzę - siły jeszcze nie ma i precyzji ale to powoli wraca. Jak to jest? Na pewno wiecie jak to jest, kiedy robicie coś rękoma wysoko nad głową, np. wieszacie firanki i zaczynają Wam ręce omdlewać. Wiecie, że to nic trudnego ale ręce opadają same - siły nie ma. Więc ja mam takie uczucie odnośnie całego ciała...
A teraz wyobraźcie sobie, że mimo opadających rąk macie jeszcze z dziesięć okien do zrobienia.. A jutro to samo. A powiedzieć Wam co będzie za miesiąc?
Albo kiedy na przykład trzeba coś wyrwać. Coś, co jest na granicy możliwości. Za którymś razem opadacie z sił na tyle, że już wiecie, że nic z tego nie będzie. I niby ciągniecie niby nie - zamiar jest oczywisty ale organizm już się poddał. Nie jest to działanie nawet na połowę Waszych możliwości.
Lewa strona się budzi - lewa noga w miarę (jak wiecie - już coś tam dreptam), lewa ręka wykazuje jakąś chęć do życia ale ruch w niej jest jeszcze bezużyteczny.
To samo dotyczy aparatu mowy - jakiś tam ruch jest ale jeszcze praktycznie bezużyteczny. Słowa, które jestem w stanie wypowiedzieć raczej przypominają to, co chciałbym powiedzieć. Na szczęście żadnej afazji nie mam - to kwestia paraliżu, który powoli ustępuje - sprawa czysto mechaniczna.. Co nie zmienia faktu, że od udaru nie mówię. No i kłopot z połykaniem, w związku z czym radośnie ślinię wszystko w koło, z terapeutami włącznie . Z czego - jak się domyślacie - wszyscy (łącznie ze mną) są niezmiernie zadowoleni.
Mięśnie brzucha - centralka - działa doskonale! Tyle, że nie jestem w stanie świadomie nimi zawiadywać. Jak siedzę, to się walę do tyłu, nie jestem w stanie z leżenia się podnieść, czy dźwignąć nogi wyżej niż kilka centymetrów. Jednak jak zakaszlę, to nawet z leżenia złoży mnie wpół jak scyzoryk..
Oddycham bezwiednie - jak bym spał. Płytko i krótko. Mój organizm czasem weźmie sobie głęboki oddech ale ja świadomie nie umiem.. W skrócie - oddycha się samo..
Zepsuło się coś jeszcze i jest to jedna z bardziej uciążliwych dolegliwości. Jeśli ktoś z Was ma nerwowy śmiech - będzie wiedział o czym mówię. Na wszelkie sytuacje nerwowe, stresujące czy kryzysowe - choć nie są one śmieszne - reaguje się wtedy niepowstrzymywalnym śmiechem. W zależności od powagi sytuacji jest to albo lekki uśmiech albo śmiech. Otóż w moim przypadku to przekracza granice absurdu. Jest reakcją na interakcję z drugim człowiekiem. Mieszkam w ciele, które reaguje jak kilkuletnie dziecko płaczem, śmiechem czy złością nieadekwatnie do mojego stanu emocjonalnego. Mimo, że w danej chwili zdaję sobie doskonale sprawę z kuriozalnej reakcji - nie jestem w stanie jej zaradzić. Co w połączeniu z tym, że nie mówię i na większość sytuacji reaguję śmiechem jest niezłą bombą. Przez obcych ludzi, w tym większość personelu medycznego, z którym do tej pory miałem do czynienia - jestem traktowany jak idiota.
"Przegląd od AI:
Słowo „idiota” może odnosić się do osoby głupiej lub naiwnej w potocznym znaczeniu, ale także do tytułowej, pozytywnej postaci powieści Fiodora Dostojewskiego – Księcia Myszkina. W medycynie i psychologii termin ten (wraz z „idiotyzm”) jest przestarzały i nieużywany ze względu na swoje pejoratywne znaczenie, ale kiedyś oznaczał stopień upośledzenia umysłowego."
Ale jestem w stanie zrozumieć. Gość z upośledzeniem ruchowym, nie mówi tylko śmieje się i ślini na sam widok osoby w pobliżu a na próbę zagajenia na temat pogody wybucha śmiechem - no sam bym swoje pomyślał, tym bardziej, że z niepełnosprawnymi miałem do czynienia ponad dwadzieścia lat i żaden z nich raczej w sudoku na poziomie mistrzowskim nie grał...
W każdym razie dzięki wspólnym wysiłkom terapeutów i mojej mozolnej pracy wszystkie objawy powoli, w tempie żółwia ustępują. Magda kiedyś powiedziała, że silnego pacjenta nawet dobry lekarz nie jest w stanie zabić...
Nie wiedzieć dlaczego to wszystko się wydarzyło. Skoro jednak przybrało taki scenariusz, to pcham ten wózek przed siebie..
bottom of page

