top of page

Rano
Czekam na “wyłamywacza palców”. Może przyjdzie a może nie.. Na razie poranna kawa. Krztuszę się jakby rzadziej. Wszystko toczy się tak wolno, że analizując to, co było miesiąc temu można stwierdzić jakiś subtelny - acz oczywisty - progres. Samopoczucie lepsze niż wczoraj, chociaż zdanie mam nadal to samo - trzeba było zejść z tego świata kiedy był na to czas. Teraz - skoro stało się  inaczej -nie pozostaje mi nic innego jak “pchać ten wózek przed siebie”. Bo cóż innego? Przecież nie będę tak siedział bezczynnie na tym wózku i gapił się w okno. To mnie nie wyprowadzi z tego miejsca, w którym jestem..
Poza jednym gościem wszyscy ubolewają nad moim brzuchem ale nie specjalnie się nim zajmują. Czekają po prostu  aż wróci. To utwierdza mnie w starej prawdzie - chcesz mieć zrobione dobrze - zrób to własnoręcznie.. Postanowiłem więc za brzuch i oddech wziąć się sam. Na brzuch nie przychodzi mi do głowy nic innego jak tylko ćwiczenia. Oddech - póki co - mogę obserwować, pogłębiając go nieznacznie. Może nawet nie pogłębiając (za dużo powiedziane) tylko czyniąc go bardziej stanowczym?! Sam nie wiem jak to nazwać. Nie bardzo mam na niego wpływ ale może uważność - sama intencja - coś w tym względzie pomoże. Nic do stracenia - nic innego do roboty..
Magda wpadła na pomysł, żeby Warszyca “zrobić” symfonicznie. Pomysł świetny, gorzej z realizacją. Robię ale trochę na siłę - nie mam weny. Kieruję się trochę technicznym podejściem i wiedzą zdecydowanie bardziej niż pomysłem. Nie lubię tak.. Ale kiedy pomysł przyjdzie? Nie będę przecież czekał.. To może trochę potrwać. Warszyc potrzebny raczej na “już”. Poza tym - mam zajęcie. I to jest ważne. Robić i ćwiczyć. Nic innego do roboty nie mam.. A propos krztuszenia się - właśnie oplułem kawą wszystko dookoła..

Wieczór
Jestem nad wyraz wredny.. Złość, że "nie mogę sam" wyłazi ze mnie każdą dziurą i wybucha przy byle okazji. A wszystko - o zgrozo - skupia się na Lenie, która nawet jak robi coś nie tak, to intencje ma oczywiste. Wiem, że za ten "krzyż pański" użerania się ze mną powinienem ją po rękach całować.. A mimo to jestem po prostu wredny. Czy gdybym mówił byłoby inaczej? Lepiej, czy może jeszcze gorzej? Myślę, że lepiej.. Mógłby od razu reagować na sytuację dla mnie nie wygodną a nie - jak to bywa teraz - po kilkunastu minutach, kiedy znajdę dogodną pozycję, żeby o "tym" napisać w telefonie.. Pod warunkiem, że "wk*rw" w ogóle pozwoli mi coś napisać i że telefon, poprawiając mnie pozwoli mi napisać, to co chciałbym powiedzieć..
Znowu mam wk*rw.. Nie mogę zeskrobać z łyżki czegoś, czym jest oblepiona.. Albo trzymam łyżkę albo talerz, który "ucieka". Jasne - mogę się przecież usmarować - nic się nie stanie! Chyba sobie po prostu podaruję..

bottom of page