top of page

Popołudnie
Wróciłem z zajęć w Porąbce "ściorany" na maxa. Ale też zadowolony. To są zajęcia, które "bolą" najbardziej (pomijając domowe wizyty Arka), zdaję sobie jednak sprawę z tego, że tak trzeba. Jarek mnie stymuluje i często naciska w miejsca bardzo bolesne, wywołując w ten sposób pożądaną reakcję - jak on to mawia - systemu. Magda znów - po za ćwiczeniami - robi mi pinoterapię metalowymi przedmiotami. Żeby Wam przybliżyć wrażenia - jedne narzędzia odczuwam jakby mnie ktoś dźgał patyczkami do szaszłyków a drugie jakby ktoś próbował wcisnąć we mnie tępą łyżwę. Oba raczej do relaksujących nie należą.. Ból u Magdy i Jarka znośny, choć często na granicy ale czasem to "ten" ból. Taki przed którym się już ucieka, bo staje się zbyt mocny.. Wyrywa się mimo chodem głowę lub rękę z rąk "oprawcy". Ja niestety tego nie zrobię.. A nie dam rady powiedzieć, że zbyt mocno. A jak to pokazać? Jeśli uniosę rękę, to znaczy "przestań". A jak pokazać "nie tak mocno"?! "Idiota" się wtedy strasznie wzbudza, co - na moje nieszczęście - jest sygnałem, że "to jest to". Ktoś może powiedzieć - "napisałbyś na telefonie". Leżąc na przykład na prawym boku? A choćby i na plecach - przypominam, że nie oderwę pleców od podłoża..
Znoszę to więc. Nie w milczeniu, bo "Idiota" na to nie pozwoli... Mam wrażenie, że przez to że nie mam jak prawidłowo reagować, przesunęły się znacznie moje granice bólu.
Dwie rzeczy tak naprawdę przeszkadzają mi bardzo. "Idiota", którego śmiech jako reakcja "torpeduje" większość moich działań i wiecznie lejąca się ślina. Przez ogólną sztywność (język jak kołek), potrafię przez godzinę nie przełknąć śliny. Podczas gdy obiad (przy właściwej konsystencji) potrafię zjeść w 20 minut. Połykanie jest jednak na tyle skomplikowaną czynnością, że nie mogę podczas tego robić nic innego - na zajęciach nie ma czasu. Muszę "nic nie robić" i na chwilę się zatrzymać skupiając całą uwagę na tej jednej czynności..
Dość malkontenta - "idę" poćwiczyć...
bottom of page

